Obraz Matki Bożej

Zakon karmelitański należy do zakonów maryjnych. Założony został dla szerzenia czci Matki Bożej i jest Jej całkowicie poświęcony. Zakonnicy nazywają się "Braćmi Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel". Starożytna i urzędowa nazwa zakonu brzmi: "Ordo Fratrum Beatissimae Virginis Mariae de Monte Carmelo".

Matka Boża zajmuje centralną pozycję w życiu zakonu. Duchowe życie Karmelu jest inspirowane przez Maryję i maryjne w swoich początkach, tradycji, nazwie, modlitwie oraz apostolstwie. Pierwsi eremici na Górze Karmel w Palestynie uważali Matkę Bożą za swoją Patronkę, Królową, Matkę i fundatorkę w znaczeniu duchowym.

Karmelici widzieli w Maryi Matkę, dającą życie zakonowi, który całkowicie do Niej należy. Cała jego egzystencja sprowadza się do czci i naśladowania Maryi przez całkowite poświęcenie i oddanie się Bogu przez Maryję na mocy profesji zakonnej i przywileju szkaplerza św. Od XIII w. zakonnicy składali swą profesję "Bogu i błogosławionej Maryi". Przez swe śluby karmelita poświęcił się na służbę Maryi ofiarując Jej życie, z obowiązkiem czci i pokornej służby.

Ten program szkoły karmelitańskich mariologów doby średniowiecza i renesansu utrwalony został w czasach nowożytnych w traktacie O. Michała od św. Augustyna (van Ballaerta) "De vita Mariaeformi et mariana in Maria Propter Mariam". Autor ukazał w nim życie maryjne Karmelu w formie ścisłego wykładu teologicznego. Mieszkańcy klasztoru św .Eliasza usiłowali wiernie zachować w codziennym życiu ogólne normy życia maryjnego w Karmelu, a przez swoją specyfikę klasztoru najpierw pustelniczego a później kontemplacyjno - czynnego pozostawili trwałe ślady intensywnej i autentycznej miłości do Matki Bożej.

Historia obrazu



Pierwotny obraz Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej był obrazem malowanym techniką olejną na płótnie w 1 połowie XVII w. przez nieznanego malarza. Był on darem klasztoru Karmelitów Bosych św. Michała i św. Józefa z Krakowa dla nowego klasztoru w Czernej. Pustelnicy, otaczali obraz wielkim pietyzmem. Z uwagi jednak na wielką wilgotność nieogrzewanego kościoła obraz zaczął butwieć i się rozpadać. Z tego powodu obraz przeniesiono w bardziej suche miejsce, a kapituła klasztoru zamówiła nowy obraz malowany na miedzianej blasze przez artystę krakowskiego Pawła Gołębiewskiego. Po otwarciu wielkiej klauzury rozpoczęły się liczne pielgrzymki do tego obrazu pielgrzymów z okolicy, a także w wielkiej liczbie ze Śląska. Liczne łaski jakich doznawali pielgrzymi w Czernej zaowocowały składaniem przez nich wot dziękczynnych. Z tych wot wykonano ozdobna sukienkę i korony i nałożono je na obraz w roku 1974. Narastający z roku na rok kult obrazu, umożliwił podjecie starań o koronację obrazu MB koronami papieskimi. Ojciec św. Jan Paweł II Apostolskim Brewe z dnia 7 XI 1987 zezwolił na ukoronowanie słynącego łaskami obrazu i mianował arcybiskupa krakowskiego ks. Kard. Franciszka Macharskiego dla dokonania aktu koronacji. Uroczysta koronacja dokonała się 17 lipca 1988 r. z udziałem członków Episkopatu, duchowieństwa i wiernych z całej Polski.

Obraz jest malowany wg wzoru bizantyjskiej madonny Salus Populi Romanum z bazyliki Santa Maria Maggiore w Rzymie. Madonna jest ukazana frontalnie. Jezus wznosi rękę w geście błogosławienia. Matka Boża odziana jest w piękną ugrowa suknię. Jej głowę i ramiona okrywa ciemnoniebieski płaszcz z kapturem podbity zielenią. Kolor zielony symbolizuje obecność Ducha św. Siedmioramienna gwiazda na prawym ramieniu Maryi oznacza dziewictwo doskonałość i pełnię łask. Twarz Matki Chrystusa przenika pobożność, głębokie skupienie i zatroskanie. Oczy Maryi są duże i szeroko otwarte szukające i widzące każdego z nas. Wpatrując się w Jej oczy każdy może odzyskać siłę duchową i nadzieję.

Maryja w prawej dłoni trzyma szkaplerz – znak przymierza. Jest zatroskana o nasze zbawienie. A podając go zachęca wszystkich bez wyjątku aby go przyjąć jako znak zbawienia. W lewej ręce trzyma mało widoczną chusteczkę, gdyż jest gotowa ocierać nasze łzy, pot i zabrudzeni i zmęczenie ziemską drogą do nieba.

Przepiękny i zabytkowy obraz tak bardzo bogaty duchowo, wymaga ciągłych zabiegów konserwatorskich ze strony konwentu aby jego piękno i wymowa teologiczna mogła cieszyć oczy i umacniać ducha wszystkich przybywających przez wieki do Czernej. Stąd podejmowane ciągłe prace renowacyjne, mające na celu zabezpieczenie obrazu przez zniszczeniem. Konserwacji (a raczej przemalowań) podejmowano się już w roku 1886, potem 1904 i 1913. Gruntowna konserwację wykonano dopiero w roku 1958.

Ostatnie prace konserwatorskie zostały przeprowadzone bezpośrednio przed koronacją w roku 1988. Artystka konserwator p. Bożena Mucha - Sowińska z Krakowa odczyściła obraz, naprawiła liczne ubytki, wypunktowała mocno zniszczone tło i przeprowadziła właściwa kosmetykę dzieła. Również obecnie po 28 latach od ostatnich poważnych prac renowacyjnych podjęto dzieło konserwacji obrazu.

Prace konserwatorskie przeprowadzono w dwóch etapach.

W pierwszym etapie obraz został poddany procesowi gazowania specjalnym środkiem w tzw. komorze gazowej. Dezynfekcja miała na celu usuniecie wszelkich grzybów i bakterii powodujących niszczenie obrazu i ozdobnej sukienki. Dokonano także gazowania samego kościoła oraz wnęki ołtarzowej gdzie obraz jest umieszczony na stałe.

W drugim przeprowadzono kompleksowe prace konserwatorskie w pracowni p. konserwator Izabeli Kłeczek. Wykonano pełną konserwację techniczną i estetyczną. Zdezynsekowano i oczyszczono parkietaż wzmacniający miedziane podobrazie, podklejono odspajającą się warstwę zaprawy, oczyszczono lico obrazu, usunięto przemalowania oraz niewłaściwe złocenia, uzupełniono warstwę zaprawy, zaizolowano obraz werniksem a następnie uzupełniono warstwę malarską metodą scalająca przez punktowanie. Wszystkie elementy metalowe (korony, kłosy, chmury, listwę obrazu) oczyszczono z produktów korozji, uzupełniono złocenia i zabezpieczono. Ozdobną koszulkę MB poddano pełnej konserwacji polegającej na oczyszczeniu tkaniny i klejnotów, uzupełnieniu brakujących elementów oraz wymianie wadliwych elementów dekoracji imitującej korale.

Zmieniono także oświetlenie w ołtarzu na ledowe aby uniknąć przede wszystkim efektu nagrzewania przez standardowe świetlówki obrazu, gdyż zmiany temperatury powodują odpryskiwanie farby z miedzianej blachy na której namalowany jest obraz. Również promieniowanie UV starych świetlówek wpływało niekorzystnie na kolory obrazu.

Niech odnowiony i zakonserwowany obraz pomaga i ułatwia każdemu, kto przybędzie do Czernej kontakt z Bogiem i Jego Niepokalaną Matką. Niech każdy przybywający wpatrując się w obraz odnajdzie uczucia, które sam przeżywa na co dzień – radość, niepokój zmartwienie czy cierpienie. Ta bliskość niech pozwoli wszystkim odnaleźć przed obrazem Maryi pocieszenie i nadzieję.

Koronacja Obrazu Matki Bożej Czerneńskiej Koronami Papieskimi

17 lipiec 1988 r.

Starania i przygotowania do koronacji Brewe Jana Pawła II, zezwalające j. Em. Ks. Kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu, Arcybiskupowi Krakowskiemu na koronację obrazu Matki Bożej w Czernej. Telegram z okazji koronacji łaskami słynącego obrazu Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej. Koronacyjny akt przysięgi kustosza Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej

Uroczystości koronacyjne zaczęły się już w sobotę, 16 lipca. Mszę św. o godz. 18.00 celebrował ks. abp Jerzy Ablewicz, ordynariusz tarnowski, a pasterkę maryjną, o północy, odprawił o. Eugeniusz Morawski, III definitor generalny naszego zakonu. Przez całą noc trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Kościół był wypełniony wiernymi przybyłymi z bliższych i dalszych stron. Przed samą uroczystością liczba przybyłych wiernych wzrosła do ok. 15 tys. Plac koronacyjny znajdował się na południowym kwadracie klasztoru, obok cmentarza. Zbudowano tam drewniane podium, które obito czerwonym materiałem. Na podium ustawiono ołtarz i zadaszony tron dla obrazu. Cały ogród klasztorny został przygotowany na przyjęcie wiernych. W pobliżu ołtarza umieszczono prowizoryczne ławki.

Procesja liturgiczna na plac koronacyjny wyruszyła z kościoła o godz. 10.30. Uczestniczyło w niej 16 biskupów, na czele z ks. kard. Franciszkiem Macharskim, metropolitą krakowskim, koronatorem. Brali w niej udział także 4 opaci: z Tyńca, Mogiły, Wąchocka i Szczyrzyca, przełożeni generalni i prowincjalni wielu zakonów i zgromadzeń zakonnych w Polsce. Byli też goście zagraniczni — karmelici bosi z RFN, Austrii, Węgier, Jugosławii i Szwecji. Nie zabrakło także przedstawicieli uczelni katolickich: KUL-u, ATK i PAT-u. W procesji szli licznie zgromadzeni księża diecezjalni i zakonni, klerycy, ministranci, dzieci, poczty sztandarowe i wierni. Ozdobny feretron z obrazem był niesicny przez przedstawicieli różnych stanów: zakonników, siostry zakonne, ojców, matki, młodzieńców, dziewczęta, strażaków i górników, zmieniających się kolejno w czasie drogi.

Po dojściu procesji do ołtarza i ustawieniu obrazu na tronie rozpoczęła się uroczysta Msza św. koronacyjna. Na wstępie o. Dominik Wider, prowincjał karmelitów bosych w Polsce, powitał ks. kardynała koronatora, zaproszonych gości i wiernych. Po Ewangelii ks. kardynał odczytał telegram Ojca św. nadesłany na I tę okazję. Następnie ks. kard. Macharski wygłosił kazanie. Po nim o. Benignus Wanat, kustosz czerneńskiego sanktuarium, zwrócił się z prośbą do ks. kardynała koronatora o ukoronowanie cudownego obrazu. Odczytał też breve papieskie, zezwalające ks. kard. Macharskiemu na koronację obrazu. Następnie ks. kardynał ubrał się w kapę koronacyjną królów polskich, przywiezioną na ten czas z Wawelu i zaprosił na współkoronatorów ks. abp Jerzego Ablewicza, ordynariusza tarnowskiego i ks. bpa Mariana Jaworskiego z Lubaczowa. Poświęciwszy korony, nałożył je w milczeniu na głowę Dzieciątka i Matki Bożej. Był to kulminacyjny moment uroczystości, po którym wierni odśpiewali dziękczynne Magnificat. Odezwały się również triumfalne fanfary, wykonane przez orkiestrę górniczą z Czatkowic. Potem o. Kustosz złożył publiczną przysięgę rozszerzania kultu Matki Bożej i strzeżenia koron. Ważnym momentem liturgii eucharystycznej było przygotowanie j darów. Spośród złożonych darów warto wymienić: ornat maryjny od ss. albertynek, kilkanaście tysięcy szkaplerzy — od świeckiej Rodziny karmelitańskiej z Lublina, poważną kwotę pieniężną na fundusz dla samotnych matek wychowujących swe dzieci — od górników. Nasi bracia klerycy, w imieniu zakonu karmelitańskiego, ofiarowali ks. kardynałowi kopię koronowanego obrazu Matki Boskiej Szkaplerznej, namalowaną na desce przez p. Bożenę Mucha-Sowińską z Krakowa. Na obrazie znajdowała się dedykacja: „Jego Eminencji ks. kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu, papieskiemu koronatorowi obrazu Matki Boskiej Szkaplerznej, składają w hołdzie wdzięczni karmelici bosi".

Po Komunii św. do ołtarza podeszła delegacja matek z bukietami róż, którymi ozdobiły obraz. Odnowiły także akt oddania swoich rodzin Matce Bożej. Na zakończenie o. kustosz podziękował serdecznie ks. kardynałowi i pozostałym uczestnikom Mszy św. koronacyjnej. Po biskupim błogosławieństwie uroczystość zakończono odśpiewaniem „Boże, coś Polskę". Wierni jeszcze długo śpiewali pieśni i modlili się przed nowo ukoronowanym obrazem Matki Bożej. Po Mszy św. dziękczynnej o godz. 17.00, w uroczystej procesji przeniesiono obraz z powrotem do kościoła i umieszczono go w bocznym ołtarzu Matki Bożej.

Cuda i łaski

W długiej historii kultu Matki Bożej w Czernej zebrano ogromną ilość podziękowań i opisów cudów i łask przed tym obrazem zyskanych.
Poniżej przedstawiamy kilkadziesiąt z nich.

Podziękowanie za urodzenie dziecka


Barbara Bierówka, zamieszkała Krzeszowice, osiedle Krakowskie 2/41 składa serdeczne podziękowanie Matce Bożej Czerneńskiej za szczęśliwe urodzenie dziecka córki Anetki oraz za jej życie. Urodziła się bowiem tak słaba że lekarze nie rokowali jej życia. Jako wotum dziękczynne złożyła złoty łańcuszek z medalikiem do obrazu Matki Bożej.

Pątniczka z Rzeszowa


W początkach maja 1977 roku złożono przy furcie naszego klasztoru w Czernej przepiękny różaniec jako dziękczynne wotum za ocalenie z wypadku samochodowego. Złożyła go kobieta pochodząca z Rzeszowa. Niestety furtian przyjął wotum, ale nie zapisał nazwiska ofiarodawczyni, ani tez nie opisał zeznania faktu o jaki chodziło, ponieważ nie miał czasu, a ta osoba musiała też odjechać.

Uzdrowienie (z kroniki klasztoru)


Jakaś Pani z Krakowa przywiozła w tym miesiącu wotum z prośbą, aby go umieszczono na obrazie Matki Boskiej. Obraz ten już dawno uchodzi między ludem za cudowny. Pruska jakaś (kobieta ze Śląska Pruskiego) zeznała, że też doznała łaski w Czernej, miała ona w domu bardzo chorą osobę, której wyleczyć nie mogła, wpadła jej przeto myśl, aby jechać do Czernej i polecić ją Matce Bożej. Co zamyśliła to też uczyniła, bo rzeczywiście przybyła do Czernej pozostawiając chorą w domu, aby ją właśnie Matce Najświętszej polecić. Po powrocie do domu zastała chorą zupełnie zdrową, co jedynie Matce Najświętszej zawdzięcza .

Podziękowanie za powołanie


Dnia 28 listopada 1983 r. w klasztorze SS. Karmelitanek Bosych w Krakowie przy ul. Łobzowskiej 40 zmarła w opinii świętości S. Maria Agnieszka od Jezusa, wielce zasłużona dla tego klasztoru jako mistrzyni nowicjatu i długoletnia przeorysza klasztoru. Ze świata nazywała się Barbara Wolnik. Urodziła się 25 listopada 1892 r. w Zabrzu, diecezji opolskiej. Profesję zakonną złożyła w Krakowie przy ul. Łobzowskiej, 26 lipca 1915 r. Jej życie można w skrócie ocenić i określić w ten sposób: autentyczna karmelitanka żyjąca według charyzmatu św. Teresy od Jezusa, rozmiłowana w Bogu i Najświętszej Maryi Pannie. Posiadała wielki dar modlitwy, głębokiej wiary, miłości i wielkiej pokory. Całe swoje życie ofiarowała za kapłanów. Swoje powołanie do Karmelu zawdzięczała Matce Bożej Czerneńskiej. Przyjeżdżała do Czernej od 1911 r. Korzystała z posługi duchowej o. Tomasza Pikonia. W wigilię Matki Bożej Szkaplerznej dnia 15 lipca 1913 r. w czasie uroczystego Salve Regina, śpiewanego przed ołtarzem Matki Bożej przez wszystkich zakonników, Barbara dostąpiła nadzwyczajnej łaski oglądania żywego oblicza Matki Bożej w obrazie czerneńskim i zapewnienia, że spełni jej prośbę i zostanie karmelitanką. Po 60 latach życia w Karmelu wyznała, że do tej pory zachowuje w świeżej pamięci ten obraz żywego oblicza, pełnego dobroci i uśmiechającej się do niej Matki Bożej w Czernej. „Była Ona tak piękna, że słońce jest brudne w porównaniu z Jej obliczem”. A oto co pisze sama matka Agnieszka o tym wydarzeniu w „podziękowaniu Matce Bożej za łaskę powołania i wprowadzenia do Karmelu”. „Dziękuję Ci z całego serca Najświętsza Matko, Ukochana moja Matko, za łaskę powołania i wprowadzenia w tę Bożą przystań Karmelu św. Powołanie do zakonu czułam od najmłodszych lat życia. Chciałam oddać Bogu najmłodsze lata życia, rozumując, że Bogu należy się co najlepsze i co najpiękniejsze. Wspomnę tylko jeden szczegół z dziecięcych lat, a inne pomijam. Gdy miałam 10 lat i dziesięć miesięcy, byłam na uroczystości obłóczyn mojej ciotki, w klasztorze SS. Elżbietanek w Nysie na Śląsku. Spacerując po korytarzu, stanęłam przed pięknym posągiem świętej zakonnicy, która trzymała w ręku płonące serce. Wróciłam więc na salę do cioci i zapytałam, co to jest za święta z sercem Jezusowym w ręku? Na to ciocia odpowiedziała: to jest wielka święta Teresa. Serce, które trzyma w ręku, to jej własne serce. Tak kochała Boga, Pana Jezusa płonącą miłością, że strzała miłości przeszyła jej serce. Ciociu! - ja też chcę tak kochać Pana Jezusa jak ta św. Teresa! Odtąd św. Teresa zajmowała w mojej głowie i sercu ważne miejsce. W tym wieku o Karmelu wiedziałam bardzo mało. Czułam pociąg do zakonu Matki Bożej, ale i tam gdzie była św. Teresa. Nie wiedziałam jednak, jak to pogodzić, jak się ten problem rozwiąże. W roku 1911 byłam po raz pierwszy w Czernej. Gdy weszłam do kościoła OO. Karmelitów Bosych i zobaczyłam w ołtarzu cudowny obraz Matki Bożej i obraz św. Teresy od Jezusa, zrozumiałam harmonię, jaka tutaj zachodzi, jak w mojej duszy kojarzyło się jedno z drugim. Zasięgałam potem informacji o Karmelu sióstr, czy znajdują się takie karmele. Pewnego razu na ćwiczeniu śpiewu (chóru sodalicyjnego) nagle ukazał mi się w duchowy sposób duży gmach z czerwonej cegły, nowy, z dużym ogrodem i staw w ogrodzie 5. Wewnątrz duszy usłyszałam słowa: Tu cię chcę mieć. Zrozumiałam, że Pan Jezus tu mnie powołuje. Ale Karmel to Góra - wymaga niemałej wspinaczki duchowej i moralnej, często i materialnej. Trudności jeszcze bardzo narastały. Zdawało się, że Karmel dla mnie to iluzja, cierpiałam bardzo, nie mając znikąd zachęty. Wówczas jedna z koleżanek podsunęła mi myśl, aby napisać do surowych klarysek w Holandii o przyjęcie, skoro Karmel jest prawie niedostępny. Tak też uczyniłam, ale w duszy był niepokój. W krótkim czasie otrzymałam przychylną wiadomość, a koleżanka Anna także przychylną, ale z uwagą, by jeszcze poczekała jakiś czas. Do mnie natomiast napisano, żebym była gotowa na wezwanie. Tymczasem po trzech tygodniach Anna dostaje list, by już przyjechała, a ja by jeszcze czekać. Gdy Anna stanęła na miejscu (w Holandii) okazało się, że nastąpiła fatalna pomyłka w wysyłce listów, pomylono adresy. Klaryski uznały to za dopust Boży, a ja za wolę Bożą. Tak dziwnymi drogami Bóg prowadził mnie do celu. W międzyczasie uzyskałam już pozwolenie moich kochanych rodziców. Z Czernej też od o. Brokarda Gajdy otrzymałam dobry adres do Karmelu w Krakowie przy ul. Łobzowskiej, ale z przykrą uwagą, że szkoda pisać, gdyż tam przyjmują tylko arystokratki i z wielkim posagiem! Znaczyło to przekreślenie mnie na całego. Ufałam wbrew nadziei. Moim oparciem był jedynie Bóg i Matka Najświętsza. Świętego Józefa błagałam, by mnie zachował od pomyłek i doprowadził tam, gdzie: Jezus chce. Nadchodził dzień 15 lipca, wigilia uroczystości Matki Bożej z Góry Karmelu, 1913 r. Byłam w Czernej. Pogoda była cudna, sprzyjała uroczystości, ale w mojej duszy było ciemno. Z rozdartym sercem poszłam na uroczyste Salve Regina do klasztoru OO. Karmelitów. W kościele wybrałam miejsce, abym mogła dobrze widzieć obraz Matki Bożej. Tutaj bez słów błagałam Najświętszą Matkę o pomoc. Nagle oblicze Maryi się rozjaśniło i słodki uśmiech, który sięgnął do dna duszy, napełnił mnie pokojem i wewnętrzną pewnością, że będę w Karmelu. Matka Najświętsza bierze wszystko w swoje ręce. Ogarnęła mnie cicha i tak głęboka radość, że trudno ją wyrazić. Po wyjściu z kościoła zapytałam tylko wspóltowarzyszkę, czy widziała uśmiech Matki Bożej? Odpowiedziała, że nie. W rok później, to jest 1914 roku (dokładnie) co do daty dnia i godziny byłam już w Karmelu. Rozpoczynałam 10 dniowe rekolekcje przed obłóczynami. Dzięki Ci, moja Matko Ukochana, za taką łaskę, niech ona zachęci wszystkich do miłości i zaufania Tobie. Kraków, dnia 10 marca 1977 r.

Irena z Lublina

Kolejne łaski dla Pani Ireny


Pani Irena z Lublina, wspomina o jeszcze jednej łasce, miała wielkie nabożeństwo do Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej. Pomimo znacznej odległości - przyjeżdżała do Czernej na rekolekcje i na spotkania z Matką Bożą. Tutaj była przyjęta do Bractwa Szkaplerznego i zaopatrywała się w nowe szkaplerze. Tutaj też nabyła szkaplerz dla swojego narzeczonego Antoniego Klimka, który jako żołnierz szedł szlakiem bojowym Kościuszkowców aż pod Berlin7. Dała mu ten znak zbawienia w 1944 r. Modliła się za niego i polecała go opiece Matki Bożej Szkaplerznej. Nawet złożyła przyrzeczenie, że go poślubi, jeśli Matka Boża uratuje mu życie i uchroni od kalectwa. Narzeczony pisał jej z frontu, że odczuwa zbawienne skutki opieki Matki Bożej na każdy dzień. Szkaplerz jest tarczą ochronną przed pociskami na froncie. W czasie działań frontowych uległ zasypaniu ziemią, ale odkopali go koledzy bez obrażeń ciała. Innym razem pod Berlinem pocisk, padł na wóz konny z żołnierzami. W ostatniej sekundzie udało mu się ześlizgnąć do rowu. Cały wóz z kolegami i końmi rozniosło po polach, a on jeden został uratowany. Był to dla niego namacalny dowód cudownej opieki Matki Bożej.

Irena z Lublina

Podziękowanie


Irena z Lublina wspomina łasce. Przed II wojną światową mieszkała w Lublinie przy al. Warszawskiej. W swym mieszkaniu na widocznym miejscu wyeksponowała obraz Matki Bożej Czerneńskiej. Składała przed nim świeże kwiaty. W 1939 r. w czasie inwazji niemieckiej i zdobywania Lublina - pisze Irena - ,,koło domu pojawiły się czołgi, a nad domem przelatywały kule. W dramatycznych chwilach nalotów niemieckich i silnego bombardowania powiesiłam w mieszkaniu szkaplerz karmelitański. Dzięki opiece Matki Bożej ani jedna szyba nie wyleciała z mojego mieszkania, podczas gdy obok w sąsiednich mieszkaniach wszystkie wyleciały, a ściany zostały uszkodzone przez odłamki kul”. W tym samym czasie bombardowania Lublina przez niemieckie lotnictwo - opowiada pani Rubczyńska - mieszkałam z rodziną przy ul. Katedralnej. Kiedy poleciały bomby na mieszkania i wszystko zaczęło się palić, ratując życie wybiegliśmy na podwórze kładąc się na ziemi, aby uniknąć rażenia odłamkami. Obok mnie położyła się moja córka. Kiedy zobaczyła na mojej szyi karmelitański szkaplerz, chwyciła w swoje ręce jeden płatek tej szaty prosząc ze mną Matkę Bożą o ratunek w tym strasznym zagrożeniu. Obok nas leżał mąż. Ja z córką szczęśliwie przeżyłyśmy nalot, nietknięte odpryskami bomb. Natomiast mąż został ciężko ranny. Odwieziony do szpitala wkrótce zmarł z wielkiego upływu krwi. Matka Boża przez szkaplerz uratowała życie moje i córki. Przez nabożeństwo szkaplerzne pragnę okazać wdzięczność Królowej Nieba za tę łaskę.

Podziękowanie za uratowanie życia w czasie wojny


,,W czasie niemieckiej okupacji - pisze czcicielka Matki Bożej Czerneńskiej z Warszawy - wyszłam na miasto o godz. 8 wieczorem. Była już godzina policyjna. Dochodząc do Gimnazjum im. Stanisława Staszica, zauważyłam niemieckiego oficera, który wychodził z bocznej furtki. Popatrzył na mnie i krzyknął: halt! Byłam na bosaka, trzymając w ręce pantofle, które mi nogi odgniotły. Miałam przy sobie książeczkę do modlitwy z obrazkiem Matki Bożej Czerneńskiej. Niemiec był bardzo przystojny. Miał ok. 33 lata. Polecił mi włożyć pantofle na nogi. Odpowiedziałam mu, że nie włożę, gdyż mnie bolą nogi. W drodze zauważyłam, że w świetle latarni oddalał się ode mnie, jakby się wstydził iść ze mną. Doszliśmy do ul. Legionowej, przy której stały tylko cztery kamienice, a po drugiej stronie rozciągały się same pola. Tam zatrzymał mnie i rozkazującym głosem powiedział, że muszę pójść z nim w pola na spacer. Odpowiedziałam, że nie pójdę. Nie należę do takich panien, które z nieznajomymi mężczyznami umawiają się na spacer. Przez chwilę sprzeczaliśmy się. Oświadczyłam mu, że przemocą nie wolno mnie brać. Ze strachu serce mi się trzepotało. Myśli wybiegały do Czernej o ratunek. Nagle hitlerowiec złapał mnie tak silnie (jak jastrząb swą zdobycz), że miałam odciśnięte jego palce na swym ciele. Wtedy zawołałam: Matko Szkaplerzna ratuj mnie! W tym momencie snop silnego światła padł na nas i oślepił nas. On przestraszył się i wypuścił mnie. Błyskawicznie rzuciłam się do ucieczki w drugą stronę za drzewa. Ponieważ byłam boso, nie słyszał moich kroków i ucieczki. Okazało się, że światło to pochodziło od nadjeżdżającej taksówki. Matka Boża posłużyła się tym światłem, aby oślepić roznamiętnionego oficera i uratować moją cnotę, a może nawet i życie.

Kazimiera N. Czerna w lipcu 1965 r.

Nawrócenie w Czernej


„Pamiętny był dzień 4 lipca 1965 r. - pisze w pamiętniku jeden z kapłanów klasztoru w Czernej. W czasie nabożeństwa spełniałem przypadający mi dyżur w konfesjonale. Pod koniec nabożeństwa podeszła do mnie pani w wieku ponad 50 lat. Była niezwykle zdenerwowana. Cały konfesjonał drżał. Po chwili milczenia z trudem powiedziała: Przychodząc tutaj do księdza sprzeniewierzam się swojemu dawnemu postanowieniu, że nigdy nie będę zbliżać się do kapłana i o nic nie będę go prosić. Nie przychodzę tutaj do spowiedzi, gdyż nie uznaję żadnej spowiedzi! Pragnę tylko zapytać, co wy wyprawiacie w tej świątyni? Pokazujecie ludziom opłatek i mówicie, że to jest ciało moje! Następnie pokazujecie kielich mówiąc, iż to jest krew moja! To jest czarna magia! Nienawidzę was! Gdybym mogła, to najchętniej zniszczyłabym te wasze ołtarze i wymordowała wszystkich kapłanów i księdza tutaj też! Powiedziała to pieniąc się z taką wściekłością i nienawiścią, że miało się wrażenie, jakoby sam szatan przemawiał przez nią. Uzbrajając się w cierpliwość pozwoliłem jej wyrzucić z siebie wszystką gorycz i jad nienawiści. Po chwili podjąłem rozmowę pełną tolerancji. Początkowo myślałem, że mam do czynienia z osobą umysłowo niesprawną. Wnet jednak przekonałem się, że jest inteligentną i bardzo uzdolnioną. Dalsze spotkania miały miejsce w rozmównicy. Rozmowy zazwyczaj koncentrowały się wokół pięknej literatury. Miała fenomenalną pamięć. Recytowała całe rozdziały trylogii Sienkiewicza i poezje Mickiewicza na pamięć. Egzaminowała mnie z literatury. Dowiedziałem się, że pracuje jako księgowa i pomaga biednym ludziom. Z powodu przykrych zajść od 18 roku życia odeszła od Boga i Kościoła. Była bardzo smutna i nieszczęśliwa. Nie zauważyłem na jej twarzy nigdy uśmiechu, ale charakterystyczny grymas. Mówiłem jej o celu życia, o sensie życia zakonnego. Ponieważ był to czas nowenny do Matki Bożej Szkaplerznej opowiadałem też o roli Maryi w ekonomii odkupienia i o Jej dobroci dla wszystkich ludzi. Zdawałem sobie sprawę, że proces jej nawrócenia wymaga wiele modlitwy, pokuty i czasu, aby mogła nastąpić wewnętrzna przemiana. Pierwszy raz doznałem dziwnego doświadczenia: emanował od niej tajemniczy niepokój i uczucie chłodu. Któregoś dnia powiedziała: proszę ojca, dziś po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęłam się modlić swoimi słowami do Matki Bożej i do o. Rafała Kalinowskiego. Był to promyk nadziei i daleki zwiastun wewnętrznej przemiany. Pod koniec nowenny do Matki Bożej Szkaplerznej byłem w konfesjonale. Po spowiedzi wiernych, zauważyłem wśród ludzi w kościele panią Kazimierę. W czasie podniesienia stała bardzo nasrożona. Potem gwałtownie się odwróciła i podeszła do mnie. Czułem, że cały konfesjonał drży. Po chwili z piekielną złością wymówiła przekleństwo: „Ona jest, ona jest, ona jest k...” „Zapytałem: kto taki?” „Matka Boża - odrzekła. - Zaniemówiłem z przerażenia i ogromnego bólu. Po chwili opanowując wrażenie zapytałem z wyrzutem: „Dlaczego pani obrzuca tak potwornym bluźnierstwem Najświętszą Matkę Bożą? Ona żadnej krzywdy pani nie uczyniła! Ona jest najlepszą Matką! - Proszę księdza - powiedziała już innym tonem Kazimiera - ja nigdy tych słów w życiu nie wypowiadałam. Po raz pierwszy to dzisiaj się zdarzyło, ale jakaś ogromna siła mnie do tego wewnętrznie zmusiła, kładąc na usta te słowa. Ja tego nie chciałam! To nie jest moje! Zrozumiałem wszystko. Była to zemsta szatana, do którego niegdyś Bóg rzekł: «Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę»... (Rdz 3, 15). Potem wszystko się odmieniło. Kazimiera stała się naturalną i swobodną. Ku wielkiemu zaskoczeniu poprosiła o spowiedź z całego życia". A oto co sama napisała o swoich przeżyciach do księgi łask Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej. „Słyszałam o zabieraniu siłą, lecz o dawaniu siłą nie słyszałam. A tego właśnie doznałam w Czernej w Klasztorze OO. Karmelitów. Rdza zjada żelazo, troska - serce. W takim też usposobieniu wyjechałam 1 lipca 1965 r. na urlop, dosłownie w nieznane, najchętniej, jak zresztą zamierzałam, na złamanie karku. Tak też znalazłam się w Czernej z przypadku. Troska mojego serca wyglądała w ten sposób:
  • Abym mogła obejść się bez Boga i bez ludzi,
  • Aby Bóg przestał się interesować moją osobą,
  • Abym sobie bez Niego sama wystarczyła,
  • Aby nie wkraczał w moje sumienie,
  • Aby wykreślił mnie ze swojego miłosierdzia i przestał być dla mnie Bogiem. A najbardziej aby Go wogóle nie było.
Prośba i życzenia moje spełniły się, gdyż Bóg szanuje w człowieku jego wolną wolę i nie narzuca się - odszedł. Mijały długie koszmarne lata, a On wciąż i w dalszym ciągu szanował moje pragnienia. W jednym tylko wypadku sprzeciwił się trosce mojego serca, a mianowicie: (stało się to właśnie w Czernej) odjął mi spokój sumienia. A przecież tak bardzo walczyłam o to, aby sumienie zagłuszyć, wmówić w siebie, że go wogóle nie ma. Odjął mi spokój sumienia - niechże za to będzie pochwalon! To też siało się motorem, iż w ciszy klasztoru, tutaj właśnie, w Czernej, znalazłam się u stopni konfesjonału (niełatwo się naginałam). Co się Bogu podobało wykonać w mojej duszy w chwilach spędzonych u stóp spowiednika, wypowiedzieć tylko ten może, kto podobnych chwil doświadczył. Powinnam być Bogu wdzięczna za spowiednika, do którego kroki moje skierował. Była to łaska Miłosierdzia Bożego, którą po Bogu zawdzięczam tym, przez których ona mi zjednaną została. Za zwrócenie mojej uwagi na postać Matki Boskiej z Góry Karmelu, za udostępnienie mi kontaktu z Bogiem, za to, że poznałam i przeżywam potęgę modlitwy, przez co stałam się dłużniczką Boga, za te i inne łaski, które jedne po drugich następowały nagle, za wszystko, co uczynił z miłości Bożej ku mnie i za to wszystko, co ja Jemu zawdzięczam, niech mu Bóg dobry wynagrodzi. Również z inicjatywy spowiednika podjęłam się opisać przede wszystkim te przeżycia, które mogą świadczyć o wpływie łaski Bożej na los jednostek. Dziś jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Nie na próżno powiedział św. Augustyn: «Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu». Zwykłe poczucie sprawiedliwości wymaga, aby oddać, co komu należy, a więc: nie mogę pozbyć się wewnętrznego przekonania, iż właśnie Matce Bożej z Góry Karmelu zawdzięczam moje nawrócenie. Panu Bogu dowody najgłębszego, na jakie moje serce stać, hołdu i wdzięczności składam.

Podziękowanie za ocalenie od samobójstwa


„Jadzia była dorosłą panną. Liczyła 24 lata. Pomimo młodego wieku miała już za sobą ciężkie doświadczenia dziecka nie tylko niechcianego i niekochanego, ale głodzonego, bitego, wypędzanego z domu i krzywdzonego przez wiele lat. O wiele lepiej traktowano domowego psa, który we wczesnym okresie życia był jej jedynym przyjacielem i obrońcą poza babcią. Kiedy pewnego razu spała pod drzewem w czasie burzy, pies przyjaciel przyleciał do niej. Gwałtownie zaczął skomleć i chwytając za ubranie odciągał ją od drzewa. Po chwili piorun uderzył w to drzewo. Pies przeczuwając nieszczęście uratował jej życie. W zimie ogrzewał ją swym futrem. Dzielił się z nią jedzeniem przez długi czas. Tak długo czekał z jedzeniem, dopóki się Jadzia nie posiliła. Przyjaźń ta skończyła się tragicznie. Któregoś dnia zauważono, że Jadzia wyjada psu z miski. Na miejscu dostała ciężkie lanie. Pies staną w obronie dziecka i rzucił się na swego chlebodawcę, zadając mu dotkliwe rany. Oznaczało to koniec służby dla niego. Warunki jej życia uległy znacznej poprawie materialnej dopiero z chwilą rozpoczęcia pracy. Zarobek zapewniał jej codzienny chleb i skromne utrzymanie. Za zapracowane pieniądze w czasie sezonowej pracy zakupiła sobie odzież i najkonieczniejsze przedmioty. Niedługo się nimi cieszyła. Jednego dnia wracając z pracy zastała pogorzelisko z domu. Wszystko, co z trudem zdobyła, zniszczyło się w ciągu kilkunastu minut. Ale nie była to jeszcze najcięższa próba. Cierpiąc na anemię coraz więcej upadała na zdrowiu. Z powodu zapalenia wyrostka robaczkowego lekarz skierował ją na operację. Ludzie zaś pilnujący nie swojej ale cudzej cnoty rozpowiedzieli, że poszła do szpitala «na zabieg» przerwania ciąży. Taka opinia dotarła do niej już w szpitalu. Nie pomogło zaświadczenie lekarza. Plotka była mocniejsza. Po wyjściu ze szpitala nie miała co robić między swoimi. Załamała się i popadła w rozpacz. Dalsze życie nie miało sensu. Było zbyt okrutne. Postanowiła z nim skończyć. Z trudem zdobyła truciznę za znaczną sumę pieniędzy. Przygotowała sobie poduszkę i białą sukienkę do trumny. Gdy wszystko było zaplanowane, poszła jeszcze zaprosić znajomego księdza katechetę na swój pogrzeb. Ksiądz w pierwszej chwili potraktował to zaproszenie jako żart i powiedział, że panienki w tym okresie życia nie umierają! Po chwilowej rozmowie spostrzegł się, że ma do czynienia z osobą całkowicie załamaną i nikomu niepotrzebną. Zaczął jej tłumaczyć, że nie wolno jej nawet myśleć o takich planach, nie może narażać się na potępienie wieczne. Żadna argumentacja nie trafiała do świadomości i przekonania. Była całkowicie zdeterminowana na najgorsze. W śmierci widziała swoje wyzwolenie od ustawicznych upokorzeń i krzywd ludzkich. Jedyną iskierką ratunku było przyjęcie łańcuszka z medalikiem Matki Bożej Szkaplerznej. Wzięła też religijne książki do czytania, wciśnięte na siłę. Zgodziła się odłożyć realizację swych planów na kilka dni. Chodziło tutaj o zwłokę, aby zorganizować modlitewną krucjatę do Matki Bożej Szkaplerznej o ratunek tej osoby. Rozpętała się zacięta walka o duszę. Na drugi dzień Jadzia odniosła księdzu wypożyczone książki. Czytała je przez całą noc, byle je tylko przeczytać. Nic w nich dla siebie nie znalazła. Przed nią była tylko jedna rzeczywistość... Potem trwały długie dyskusje bez rezultatu. Powstała u niej już obsesja śmierci jako wyzwolenia. Z trudem udało się nakłonić dziewczynę do odłożenia swoich planów jeszcze na cztery dni. Znów otrzymała przydział nowych książek do czytania, między innymi Dzieje duszy św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Poniedziałek był ostatecznym terminem podjętej walki. Spotkanie było ciężkie i niezwykle trudne. Jadzia, podziękowała księdzu za książki i za dobre słowa. Powiedziała: „Mnie już nikt nie pomoże. Nie chcę już żadnych książek. Dziś muszę skończyć ze sobą. Dłużej już nie wytrzymam! Za dwie godziny będzie po wszystkim. W domu dzisiaj nie będzie nikogo. Spokojnie więc będę mogła zrealizować swoje plany”. Ponowiła tylko swoje zaproszenie na pogrzeb. Ksiądz odpowiedział: „Dla samobójców nie urządza się kościelnego pogrzebu, a modlitwa też niewiele pomoże duszy, która dobrowolnie chce oddać się szatanowi. - Obojętną pozostała na wszelką argumentację i prośby. „Nastał ciężki moment milczenia - pisze ksiądz o tym wydarzeniu - w którym moce zła staczały zacięty bój z duchami niebieskimi o tę duszę. Wyczerpałem wszystkie swe możliwości dla ratowania tej istoty! Teraz w ciszy błagałem Ducha Świętego o radę i pomoc. Po chwili, idąc za wewnętrznym natchnieniem powiedziałem: „Skoro jesteś tak zatwardziała, zanim pójdziesz zrealizować swoje plany, proszę cię - spełnij moje ostatnie życzenie. Wstąp do kościoła, do którego zawsze uczęszczałaś. Stań przed łaskami słynącym obrazem Matki Bożej Szkaplerznej i podziękuj Jej za wszystkie łaski całego życia, za opiekę i za to, że była dla ciebie jedyną Matką w życiu. A na pożegnanie powiedz Jej, że od dnia dzisiejszego zrywasz z Nią, nie chcesz być Jej dzieckiem i wyrzekasz się Jej na zawsze - na wieki! Powiedz Jej, że od dziś oddajesz się pod panowanie kogoś innego... To jest ostatnie moje życzenie! „Nie pójdę, nigdy tego nie uczynię! - odrzekła - wybuchając gwałtownym płaczem. Nie dam rady iść do kościoła!” - Wówczas, wstając z krzesła powiedziałem: „Jeśli tego nie chcesz spełnić, to ja idę tego dokonać za ciebie! Gdy otwierałem drzwi, aby wyjść, chwyciła mnie za rękę i, szlochając, powiedziała: „Proszę tego nie czynić! Rezygnuję ze swoich planów. Nie mogę tak postąpić względem Matki Bożej!”. „ Przyrzekasz poprawę?” - zapytałem. „Przyrzekam!” „Przyniesiesz mi w najbliższym czasie nabytą truciznę?” „Przyniosę - odrzekła. - Po chwili byliśmy już razem w kościele dziękując Bogu i Najświętszej Maryi Pannie za łaskę wielkiego zwycięstwa. Był to dzień Imienia Maryi - 12 września 1961 r., przypominający wielkie zwycięstwo wojsk chrześcijańskich nad potęgą muzułmańską pod Wiedniem, pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego, który do papieża napisał: «Veni, vidi, Deus autem vicit».W najbliższym czasie Jadzia pojednała się całkowicie z Bogiem, jakby się na nowo narodziła. Umocniona świętymi sakramentami rozpoczęła nowe życie w oddaniu się Matce Bożej. Jako Wotum wdzięczności oprócz swojego serca złożyła Jej śmiercionośną szkatułkę"

Wiktoria Wątor, Kraków

Podziękowanie za uratowanie życia


Czcigodny Ojcze zwracam się z prośbą o odprawienie Mszy św. dziękczynnej w mojej intencji. 11 VI miałam w pracy wypadek wypadłam z tramwaju tylko się potłukłam, ale to był cud Boski, że mi tramwaj nóg nie uciął, że jestem zdolna do pracy i że mogę chodzić do kościoła. Gdy wypadłam z tramwaju to się znalazłam na torach. Taka była przyczyna, że ja wsiadałam do tramwaju, a motorniczy szybko ruszyła bez sygnału. Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej i Aniołowi Stróżowi, że mnie ocalili, że ustrzegli od kalectwa, że mam ręce i nogi zdolne, że mogę pracować Panu Bogu na chwałę i ludziom na korzyść. Być wszystkim dla wszystkich.

Wdzięczna Danuta Welcz

Podziękowanie za uratowanie życia z wypadku


Pragnę przekazać moje przeżycie, które doznałam wraz z rodziną w podróży do Czechosłowacji w dniu 5 VII 1988 roku. Będąc już na granicy i po odprawie celnej wyruszyliśmy zadowoleni w dalszą drogę. Przejeżdżając przez miejscowość Okruhle koło Świdnika, nagle z ostrego zakrętu po przeciwnej stronie zauważyliśmy duży samochód ciężarowy pędzący z niezmierną szybkością, a krótki czas nie pozwolił pomyśleć o grożącym nam niebezpieczeństwie. Samochód powyższy najechał na nas wyrywając z naszego samochodu drzwi, następnie koziołkując wyrzucił mojego syna i różne rzeczy, a ja siedząc zupełnie oszołomiona nie czułam bólu potłuczeń i licznych krwawych obrażeń. Zabrano nas do szpitala, a po kilku dniach przywieziono mnie na miejsce wypadku w celu zdania relacji władzom MO z Czechosłowacji o zaistniałym wydarzeniu. Przy moim zniszczonym samochodzie stała grupa ludzi, medytując, że to nie możliwe aby z tego samochodu ludzie wyszli żywi. Jedna Czeszka stojąc w pobliżu mnie domniemała, że może to ja mogę być poszkodowaną, następnie pochyliła się do samochodu i wskazała na zawieszony w głębi szkaplerz mówiąc do mnie: „popatrz ta Matka Boska uratowała twoje życie, proszę Cię daj mnie Ją!”. Nie odmówiłam tej kobiecie, podarowałam szkaplerz, która wprawdzie nie przeżyła tej tragedii lecz uwierzyła w cudowną moc Matki Boskiej. Dużo wcześniej ja i moja rodzina przeżywała różne trudne sytuacje lecz zwracając się z gorącą prośbą do Matki Najświętszej zawsze nam pomogła. Natomiast wypadek opisany powyżej odebrałam jako wielki dar łaski Boskiej! Po długim leczeniu czuję się już dobrze i jestem szczęśliwa, że mogę się podzielić tym odczuciem.

Podziękowanie za ocalenie poczętego życia.


Składam najgłębsze podziękowanie Matce Bożej, Królowej Szkaplerza świętego, za ocalenie poczętego życia. Moja córka, Joanna, po pierwszym porodzie przebyła w 1987 roku konieczny zabieg ginekologiczny, który nie miał powodować żadnego zagrożenia dla następnego poczętego dziecka. Kiedy jednak córka poczęła drugie dziecko, lekarz stwierdził (w czerwcu 1992 roku), że zabieg sprzed 5 lat został źle wykonany i bardzo trudno będzie donosić dziecko do porodu. Zalecił jej pobyt w szpitalu na cały okres ciąży. Córka pozostała jednak w domu pod opieką męża. Ja w tym czasie wyjechałam do Czernej na cały miesiąc lipiec (jako kucharka na oazie). Przed wyjazdem obiecałam córce, że będę się modlić w intencji jej i dziecka do Matki Bożej. Przez cały ten czas codziennie przychodziłam na modlitwę przed Cudowny Wizerunek Królowej Szkaplerza św. Do domu wróciłam z początkiem sierpnia. Córka przebywała nadal na zwolnieniu lekarskim, ale czuła się bardzo dobrze. Wykonywała konieczne drobne prace w domu, jeździła samochodem. Mimo przeciwwskazań medycznych, te wszystkie konieczne zajęcia domowe nie pogarszały jej stanu zdrowia. W dalszych miesiącach lekarz potwierdzał dobry przebieg ciąży, zalecając tylko ograniczony wysiłek. 6 stycznia 1993 roku szczęśliwie urodził się syn, Jordan. Tak szczęśliwy przebieg ciąży mojej córki przypisuje wstawiennictwu Matki Bożej Szkaplerznej i jej dziękuję za życie i zdrowie małego Jordana.

Ks. Edward

Podziękowanie


Podziękowanie Matce Bożej Szkaplerznej za opiekę i dar zamieszkania na stałe w Polsce. Po wyjeździe z byłego ZSRR z matką. Jako ksiądz proszę o to w obecnym Sanktuarium od roku 1987, a w roku 1999 otrzymałem wiadomość od ks. bp Kazimierza Romaniuka o przyjęcie mnie do diecezji Warszawsko-Praskiej, za co bardzo dziękuję Matce Bożej Szkaplerznej.

o. dr hab. Benignus Józef Wanat OCD

Podzięka za uratowanie życia


Na ręce o. Przeora i Kustosza Sanktuarium składam serdeczne podziękowanie Matce Bożej Czerneńskiej za uratowanie mi życia i za łaskę powrotu do zdrowia po ciężkiej chorobie złośliwego raka. Choroba rozwijała się gwałtownie od Wielkiego Piątku 1996 roku. Guz na węzłach chłonnych uzewnętrznił się i zaatakował lewą nogę, która zapuchła w całości do ogromnych rozmiarów, uniemożliwiając chodzenie. Dnia 14 maja 1996 roku zostałem przyjęty na oddział Chemioterapii Kliniki Onkologicznej w Krakowie przy ulicy Gancarskiej 11. Przez 10 dni intensywnej terapii noga sklęsła. We wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielski Wiernych, dnia 24 maja wypisano mnie ze szpitala, z obowiązkiem przybycia do szpitala na kontrolę w każdy piątek i po kolejnej dawce chemii. Wieczorem tego dnia w kaplicy Kurii Prowincjalnej odprawiłem dziękczynną Mszę św. Przez 12 kolejnych tygodni uszczykiwano mi do żył chemię. Wskutek tego leczenia straciłem 20 kg wagi, włosy i cały organizm doprowadzony został do ruiny. Nastąpiło totalne osłabienie i zniszczenie systemu immunologicznego. Następstwem chemii był rozstrój nerwowy, bezsenność, brak apetytu, nudność, wymioty, grzybica w jamie ustnej. W końcu przyszła silna anemia i zagrożenie białaczką, z powodu utraty czerwonych ciałek. W tej sytuacji kierownik Oddziału prof. dr med. Marek Pawlicki, który na początku leczenia zapewniał, że mnie wyleczy, w tej sytuacji stracił już nadzieję. Powiedział, że daje mi tylko 40% wyleczenia. Inny już lekarz dawał tylko 20 %. Przypomniały mi się wówczas słowa dra med. Medera, ordynatora Instytutu Onkologicznego w Warszawie z przed 5 laty, który (w 1991 roku), powiedział mi, że z tą chorobą żyje się tylko do 5 lat. Teraz rzeczywistość zdawała się potwierdzać tę diagnozę i prognozę. Jednakże od początku całą chorobę i dalsze życie zawierzyłem całkowicie Matce Bożej. Ona potrzebowała tej ofiary. Po przyjęciu Sakramentu Chorych byłem bardzo spokojny. Wiedziałem, że Matka Boża poradzi sobie ze wszystkimi chorobami oraz że będę Jej jeszcze potrzebny ba tym świecie. Wiele osób nieustannie modliło się do Matki Bożej i podejmowało wyrzeczenia oraz pielgrzymki do Jej Sanktuarium w Czernej w celu wyproszenia mi zdrowia. Zarówno Siostry Karmelitanki Bose, jak również Siostry Karmelitanki Dzieciątka Jezus, Siostry Misjonarki i Współbracia całej Prowincji Ducha Świętego modlili się o zdrowie dla swego Prowincjała. Niektórzy jednak widząc mój stan zdrowia zwątpili i pytali, gdzie my go pochowamy? Na cmentarzu na Białym Prądniku nie mamy jeszcze swojego grobu! Nic w tym dziwnego nie było. Taka była rzeczywistość oglądana na co dzień, która prowadziła do takich wniosków. W miesiącu sierpniu nastąpił przełom w chorobie. Zdrowie powoli wracało do normy do tego stopnia, że od 1 października 1996 roku z trudem podjąłem dydaktyczne zajęcia na uczelni PAT. W dniu dzisiejszym (28. 02. 1997 roku) w czasie kontrolnego badania w szpitalu Onkologicznym, lekarz Tomasz Zamełko z radością stwierdził na podstawie przeprowadzonych badań (USG, Rg płuc, morfologia krwi), że stan zdrowia jest bardzo dobry. Guz zniknął bez śladu. Bóg w swoim Miłosierdziu okazał mi tę łaskę przez wstawiennictwo Matki Bożej, która uratowała mi życie i przywróciła zdrowie. Za tę wielką łaskę i macierzyńską troskliwość w czasie choroby składam najgorętsze podziękowanie Najświętszej Maryi Pannie, Matce Bożej i Królowej Karmelu, a razem z Nią i przez Nią Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, powtarzając Jej słowa: „Magnificat anima mea Dominum…”. Również serdecznie dziękuję wszystkim tym, którzy wyprosili mi tę łaskę. Pragnę im odwzajemnić się modlitewną pamięcią i wierną służbą Chrystusowi i Maryi. Z prośbą o wpisanie tej łaski i podziękowania do urzędowej księgi łask Matki Bożej, Sanktuarium w Czernej załączam serdeczne podziękowanie. Oddany w Jezusie i Maryi

Barbara Milik, Sosnowiec.

Pojednanie małżeństwa


Najukochańsza Mateńko z całego serca dziękuję Ci za uproszenie łaski u Naszego Ojca Niebieskiego pojednanie się mojej córki Ewy Nieznalskiej z mężem Pawłem Nieznalskim, są młodym małżeństwem, po roku separacji, po ludzku było to niemożliwe. Ty to Matko doprowadziłaś ich do pojednania i zbliżenia Ewy do Boga. Jako wotum wdzięczności Matce Bożej, za to cudowne uratowanie małżeństwa składam różaniec srebrny z bursztynami. Wdzięczna matka

Janina Kuroczycka, Wilno.

Podzięka za wszystko


Wilno, dnia 24 otrzymałem artystycznie wykonany ryngraf, mosiężny, pozłacany z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej ręcznie malowanym na tle Orła Polskiego w koronie królewskiej, jako wyraz wotum do Matki Boskiej Szkaplerznej za uratowanie życia Janinie Kuroczyckiej w czasie okupacji hitlerowskiej za ukrycie żydówki przez męża lekarza została skazana na śmierć wraz z małym dzieckiem i żydówką. Męża jako lekarza Niemcy zachowali. Po odczytaniu wyroku w Nowogródku wywieźli ją Niemcy furmanką za las i tam na jej oczach zamordowali kolbami karabinów jej dziecko, dziewczynkę żydowska i następnie oddano strzały pistoletu do niej. Padła nieprzytomna na ciała zamordowanych dzieci. Hitlerowcy nakazali miejscowym ludziom zakopać w dole zamordowanych ludzi. W czasie tej czynności składania Kuroczyckiej do grobu usłyszeli jej jęk. Wtedy ukryli ją pod szopą przykryli słomą, żeby nie zmarzła, gdyż słota zima i powiadomili ks. Proboszcza. Ksiądz przyjechał w nocy i zabrał ją na plebanię. Tam zorganizowano pomoc i leczenie. Po wyleczeniu musiała się ukrywać w innej parafii. Szczęśliwie przeżyła okupację. Z wdzięczności dla Matki Bożej za uratowanie życia złożyła to cenne wotum.

Janina Wiktor, w III Zakonie w Wadowicach (s. Józefa od Męki Pańskiej), zamieszkała w Andrychowie.

Podzięka za wszystko


Dnia 28 sierpnia 1988 roku przyjąłem z wotami następujące podziękowanie: „Najświętszej Maryi Pannie Matce Bożej Szkaplerznej i Królowej Karmelu składam jako wotum wdzięczności złoty pierścionek (bursztyn oprawiony w złoto) i bursztynowe korale za łaskę powołania mnie do Świeckiego Zakonu Karmelów Bosych, za łaskę uzdrowienia na duszy mojej córki Marii, za wyrwanie + męża z nałogu pijaństwa i jego pojednanie się z Bogiem, po 23 latach zupełnego oddalenia się i cudowne utrzymanie go przy życiu przez wiele miesięcy mimo ciężkiego stanu zdrowia i za ostatnie jego słowa przed śmiercią: „O Jezu! O Jezu!”.

Życie


Czech Janina, zamieszkała Mysłowice, ul. Szopena 12a/24 przybyła do Czernej w czasie nowenny szkaplerznej i złożyła ofiarę jako podziękowanie Matce Bożej w Czernej za uzdrowienie. Od wielu lat ciężko chorowała. Miała sześć operacji a z tego wywiązała się choroba nerwów i śpiączka depresyjna, trwająca cztery i pół roku. Od sześciu lat trwała ta choroba. Dwa lata temu ustąpiła. Wyżej wymieniona Janina Czech przypisuje uzdrowienie Matce Bożej w obrazie w Czerneńskim i składa najgorętsze dzięki. Prosi też o dalszą opiekę Matki Bożej, której gorąco się poleca.

Podziękowanie


Dnia 21 maja 1979 roku przyjechała do Czernej do domu rekolekcyjnego na ćwiczenia duchowne p. Anna Kuzek (zamieszkała w Bielsku-Białej). Jest ona tercjarką Naszego Zakonu pod imieniem s. Fidelisa od Matki Bożej Wniebowziętej (profesję złożyła w Czernej w roku 1958). Przyjazd jej jest wotum wdzięczności Matce Bożej Szkaplerznej za przywrócenie zdrowia. Zachorowała bardzo ciężko w roku 1977 (między innymi zapalenie oskrzeli, dróg oddechowych, nerwica jelit a potem i serca). Choroba trwała z niewielką przerwą do lutego 1979 roku. Wielkie boleści z powodu choroby potęgował fakt, że s. Fidelisa jest osobą samotną i pozbawioną była w tym czasie jakiejkolwiek opieki. Cierpienia starała się znosić z poddaniem woli Bożej, a największym jej zmartwieniem była niemożność przyjęcia sakramentów św. Wciąż jednak modliła się do Matki Bożej Czerneńskiej, której wizerunek wisiał nad łóżkiem. Odprawiała liczne modlitwy i nowenny według książeczki „Znak zbawienia”. Wreszcie, wbrew nadziei ze strony lekarzy, po kilkunastu miesiącach leżenia zaczynała następować poprawa. Dziś czuje się s. Fidelisa bardzo dobrze i dzięki temu mogła przybyć osobiście do stóp Matki Bożej Czerneńskiej, by za otrzymane łaski podziękować tej najczulszej Matce, która nie zostawiła jej samej, gdy ludzie ją opuścili. Prawdziwość powyższego zeznania potwierdzam własnoręcznym podpisem

Irena Sawko

Podziękowanie


Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Matka Boska Karmelitańska, za łaskę okazaną mojemu mężowi w czasie ciężkiej choroby na tydzień przed śmiercią. Fakt ten pragnę opisać na prośbę koleżanki mojej Bolesławy Hoffman, która przez rok czasu odwiedzała chorego, a w ostatnim najcięższym okresie choroby przychodziła prawie każdego dnia spiesząc z radą, pomocą w organizowaniu wspólnej modlitwy. Nim przystąpię do opisu tego co mi mąż przekazał, pragnę nadmienić, że był on był przez cały czas choroby najzupełniej przytomny i nie miał nawet przez chwilę stanu majaczenia. Osoby licznie odwiedzające chorego, podziwiały jego trzeźwość, gdyż pamiętał fakty nawet bardzo odległe. Dyskutowano z nim na różne tematy. Mąż mój nie był żadnym fanatykiem religijnym, aby mógł mieć jakieś przewidzenia, przeciwnie, zaniedbywał się w praktykach religijnych, często jednak prosił mnie o modlitwę za niego. Był jednak wierzący i zawsze twardo i zdecydowanie stawał w obronie Kościoła, wiary i duchowieństwa, jeśli tego zachodziła potrzeba. W czasie choroby dwukrotnie się spowiadał, przyjął 6 Komunii św. i udzielono mu ostatniego Namaszczenia. Pewnego dnia, a było to na dwa tygodnie przed śmiercią męża, przyszła Bolesława Hoffman i dała mężowi szkaplerz karmelitański, ponieważ nie mógł mąż mieć tego na szyi, gdyż nawet kołdra go urażała, położyłam szkaplerz pod głowę pod poduszkę. Mąż mój szczególnie nocami modlił się i często powtarzał te słowa: Matko Najświętsza, Jezu, co ze mną będzie, boję się. W tydzień po otrzymaniu szkaplerza św. nastąpił fakt, który pragnę przedstawić. Było to dnia 8 VIII 76 roku. Po śniadaniu podałam mężowi doustnie lód, obmyłam twarz, szyję i piersi chłodną wodą, ponieważ był duży upał, a obawiałam się krwotoku płucnego, bo chorował na nowotwór trzustki z przerzutem na płuca. Także w tym momencie był najzupełniej przytomny. Powiedziałam mężowi, że za chwilę z bratem jego, który kończył śniadanie, przyjdziemy do jego pokoju posiedzieć. Kiedy zrobiłam kilka kroków do przedpokoju, brat już szedł, więc trwało to moment i wróciłam do niego. Wchodząc zobaczyłam na twarzy męża, który ostatnio nigdy się nie uśmiechał a raczej płakał, wielką radość. W tym promiennym pełnym szczęścia uśmiechu było coś niezwykłego, łzy mi nadbiegły do oczu i zapytałam męża co go tak uszczęśliwiło. Mąż dał mi znak ręką żeby podejść bliżej i odezwał się do mnie w te słowa: „słyszałem głos Matki Boski”; powiedział to tak pewnie, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Myślałam jednak po chwili, że majaczy. Na pytanie co Matka Boska mu powiedziała odrzekł. Powiedziała mi tak: „Nie bój się jestem przy Tobie”. Po tych słowach mąż dał mi znak bym usiadła, bo chciał odpocząć, bo nie mógł od razu wszystkiego powiedzieć. Za chwilę dodał, że w momencie kiedy słyszał ten głos dochodzący od strony głowy na suficie w dużym blasku ukazały się dwa małe aniołki. Myślałam, że mąż prześpi się to powtórzy inaczej. Zaraz po tym co nam powiedział, ja i brat męża Józef, rozmawialiśmy z nim i był zupełnie przytomny. Następnego dnia przyszedł syn z synową i wnuczkiem. Prosiłam męża żeby im powtórzył co widział i słyszał, oczywiście nie podpowiadałam mu. Dosłownie wszystko zostało powtórzone tak jak mówił do mnie. Przy tym mąż patrzył tak przekonywująco w oczy i starał się akcentowaniem potwierdzić prawdziwość swoich słów przekazywanych dzieciom. Za 2 dni po tym zajściu przyszła Bolesława Hoffman, której mąż to opowiedział z wielkim przejęciem. Słysząc to Bolesława powiedziała do mnie po cichu: „może Matka Boska zechce zabrać go w swoje święto”. Dnia 15 VIII w święto Matki Boskiej mąż z samego rana powiedział, że bardzo źle się czuje, że chyba go udusi, bo brak mu zupełnie powietrza. Już nawet wody nie chciał, mimo, że do tego momentu miał ogromne pragnienie. Bardzo cierpiał, ale znosił to bardzo dzielnie. Tuż przed północą powiedział do mnie: „weź mnie za rękę, to mi będzie lżej”. Widziałam, że kona będąc całkowicie przytomnym do ostatniego tchnienia. Ponieważ nigdy nie byłam przy konającym zwłaszcza przy osobie bliskiej, to zrobiło na mnie okropne wrażenie, dlatego nie potrafię dokładnie określić czasu jego skonania, ale było to koło północy. Jestem pewna, że szkaplerz karmelitański ułatwił kontakt z Matką Bożą i dzięki niemu doznał tej łaski. Po śmierci na twarzy jego znów pojawił się ten niezwykły uśmiech, w którym twarz zamarła, mimo, że umierał w okropnych męczarniach. Ja od tego momentu stałam się jeszcze bardziej wierząca. Szkaplerz ten mam zawsze przy sobie. Zachęcam wiernych, aby jak najliczniej garnęli się do Matki Boskiej Karmelitańskiej i aby im udzieliła łask, szczególnie w godzinę śmierci. Stwierdzam, że opisany fakt opowiedział mi ojciec w obecności żony i syna w stanie zupełnej przytomności. Janusz Sawko

Krystyna Maria P.

Podziękowanie Matce Bożej


Wielebny Ojcze! Dziś rano nieznajoma starowinka (82 lata) zwróciła się do mnie z prośbą o przesłanie ofiary na Mszę św. Jest to akt dziękczynny za wyrwanie z niebezpieczeństwa śmierci (nie zdążyła wsiąść do pociągu, kiedy automat zamknął drzwi i jechała na stopniach przy swoim niedołęstwie i latach. Jest przekonana, że jakąś siłą z Niebios zdjęła ją z tych stopni i lekko postawiła na ziemi). Pragnie podziękować w ten sposób Matce Bożej i sprawić Jej radość z wyprowadzenia wielu dusz z czyśćca. Dlatego intencja Mszy św. za dusze cierpiące męki czyśćcowe, aby były wybawione. Powiedziała jeszcze, że chciałaby dołożyć ofiarę serca i ducha, a dziś że to jest piątek, to postanowiła sobie nic nie jeść, ani nie pić, aby wynagrodzić za grzechy ludzi i uprosić im nawrócenie. To już dziś ma piąty piątek tego postu i tej szczególnej modlitwy. A pragnie bardzo aby Msza św. była odprawiana w Czernej, bo tam składała profesję (III Zakon) i modli się bardzo za Zakon Karmelitów i Karmelitanek w każdej Mszy św. Za długo pisać, ale tak bardzo ma Boże rozeznanie spraw i umysł bystry. Zmiażdżona cierpieniem a szczęśliwa, duch ofiary wielki. Trudno jej chodzić a tak długo drogę szła, katarakta widoczna z daleka, ale twierdzi, że krawężniki dostrzega. Mówiła, że chciałaby wiedzieć kiedy ta Msza św. będzie, aby mogła brać w niej duchowy udział. Zapytałam o adres więc podała. Razem z listem wysłałam pieniądze przekazem. Łączę pozdrowienia w Panu

Podziękowanie Matce Bożej za uzdrowienie dziecka


Dnia 18 sierpnia przybyła do Czernej matka, babka, brat oraz sam uzdrowiony Krzysztof Liszka lat 7. Zachorował on ciężko na wątrobę, tak że tylko w 20 procentach wątroba była czynna a poza tym twarda i spuchnięta na 5 i pół palca. Babka dziecka nasza tercjarka gorąco modliła się do Matki Bożej Czerneńskiej o zdrowie wnuka i przyrzekła pielgrzymkę do Czernej w razie jego uzdrowienia. Dziecko przez trzy miesiące było w szpitalu i lekarze bardzo obawiali się o jego życie. Ale choroba przeszła, co rodzina przypisuje łasce Matki Bożej. Odbyli oni pielgrzymkę do Czernej. Chłopiec przyjął szkaplerz św. a babka złożyła kolczyki jako wotum Matce Bożej. Wszyscy gorąco dziękowali Matce Najświętszej za tę łaskę. Rodzina Liszków – rodzina Krzysztofa mieszka: Ruda Śląska 9, parafia św. Piotra i Pawła.

Zofia Kalicińska, Katowice

Podziękowanie Matce Bożej Czerneńskiej


Podziękowanie Matce Bożej Czerneńskiej za szczęśliwe przeprowadzenie ciężkiej operacji raka narządów kobiecych i powrót do życia. W lipcu 1974 roku będąc w Czernej na rekolekcjach zdałam sobie sprawę, że jestem chora na raka. Stan mojego zdrowia pogarszał się z każdym dniem. Po miesiącu bóle tak się wzmogły, że udałam się do szpitala w Katowicach. Po dwutygodniowym pobycie w szpitalu wróciłam do domu i czekałam aż do 8 października tegoż roku na wyniki badań bakteriologicznych. W tym dniu ordynator szpitala zażądał, by natychmiast poddać się operacji. Od jednego z lekarzy dowiedziałam się, że to jest rak bardzo złośliwy. Zawahałam się. Bałam się operacji, bałam się cierpień w czasie i po operacji. Znałam je z operacji woreczka żółciowego. Pojechałam do Czernej i u stóp ołtarza Matki Bożej w gorącej modlitwie pytałam, co robić? Po tej modlitwie usłyszałam głos, że mam się poddać woli Bożej i wtedy zdecydowałam się na wycięcie raka. Zaraz też prosiłam Matkę Bożą o łaskę spokojnego poddania się woli Bożej i o cierpliwe znoszenie wszystkiego, co niesie moja choroba i co przyniesie operacja. Stan już był taki, że z trudem mogłam chodzić. Byłam jakoś spokojna, choć liczyłam się i ze śmiercią. Ufałam opiece Matki Bożej. Całą chorobę operację i wszystkie cierpienia z nią związane ofiarowałam Bogu przez ręce ukochanej mojej Matki Bożej w duchu pokuty i nawrócenia zatwardziałych grzeszników. Dnia 26 października 1974 roku byłam operowana. Na stole operacyjnym poddałam się jeszcze raz ze skruchą woli Bożej, prosiłam o miłosierdzie Boże, a Matkę Bożą o opiekę, o Jej modlitwę teraz na tym bolesnym stole i w godzinie śmierci mojej i by mnie w tych ciężkich chwilach nie opuszczała. W czasie drugiego pytania anestezjologa, który dawał narkozę, czy śpię, spojrzałam na chirurgów i nad nimi ujrzałam Matkę Bożą w Jej przepięknej sukni z ołtarza w Czernej. To był moment, ale jaki radosny i szczęśliwy. Pod koniec trzygodzinnej operacji nastąpiła śmierć kliniczna. Dzięki opiece Bożej i Matki Jego i wysiłku wszystkich lekarzy szpitala przywrócono mi życie. Po tygodniu główny chirurg, lekarz Jerzy Chmielewski z Katowic powiedział mi: „Wróciłem pani życie, nowe życie wróciłem pani”. On tak mówił o sobie, a ja wiedziałam, że życie zawdzięczam Opatrzności Bożej i jakieś szczególnej opiece Matki Bożej, od której już wiele łask otrzymałam wcześniej w czasie niebezpiecznej choroby oka (skrzep - tromboza). Prawie rok nie widziałam na to oko. Lekarze uważali je za stracone. Dziś widzę słabiej, ale widzę. Od kwietnia do 15 sierpnia 1975 roku przebywałam w Czernej by jakoś wrócić do sił. Tutaj wróciłam prawie do zupełnego zdrowia nie tylko ciała ale i duszy. Zrozumiałam, że Bóg kieruje każdym krokiem, trzeba tylko umieć wsłuchać się w Jego głos. Tutaj w Czernej przed ołtarzem Matki Bożej każdego dnia dziękuję Jej gorąco za tak szczególną opiekę nade mną, tak bardzo niegodną i za życie. Tutaj też ofiarowałam się Jej całkowicie z gorącą prośbą, by mi wskazywała drogę do ukochania nade wszystko Jezusa Chrystusa, Jej Syna. Całym sercem i duszą oddana Matce Bożej Czerneńskiej wdzięczna zawsze

Mgr Elżbieta Smołka, Bydgoszcz

Podziękowanie


Królowej Karmelu, Matce Bożej Czerneńskiej dziękuję za uzyskane zdrowie. W wyniku nie zlikwidowanych skrzepów po operacji lewej nogi, dokonanej w lipcu 1966 roku, zachorowałam ciężko dn. 6 stycznia 1975 roku. Lekarze oświadczyli mi, że stan jest tragiczny. Gdy mi oświadczono, że skrzep się oderwał, posmarowałam nogę powyżej opatrunku wodą z Lourdes ofiarowaną mi przez Karmelitankę Bosą Marię Józefę (Szweda) z gorącą i ufną prośbą do Matki Bożej Czerneńskiej o ingerencję w tej sytuacji. Nazajutrz, po zmianie opatrunku stwierdzono poprawę: skrzep się rozpłynął i stan zapalny ustąpił. Wzruszony lekarz, dr. Barciszewski powiedział mi: „Trzeba pani powiedzieć, że Opatrzność Boża ma panią w Swej szczególnej opiece”. Dziękuję Bogu za wstawiennictwo Maryi.

Podziękowanie za łaski


Cudownej Matce Najświętszej w ołtarzu Czerneńskim serdecznie i gorąco dziękuję za wysłuchanie moich próśb składanych tutaj u stóp Jej ołtarza w roku 1970 i 1971. Moja synowa mimo ciężkich powikłań, szczęśliwie urodziła dzieci, sama powróciła do zdrowia i do dziś może wychować swoje zdrowe dzieci. Również proszę o powrót do zdrowia mojego syna Józefa. Matka Boża wysłuchała i tej łaski mu udzieliła. Za wszystkie te łaski dla mojej rodziny i dla mnie pokornie dziękuję a w dowód wdzięczności składam jako wotum dwa złączone serca symbolizujące Najświętsze Serce Pana Jezusa i Niepokalane Serce Maryi.

Niegodna ale wierna służebnica Gertruda Cichoń.

Podziękowanie


Najświętsza Matuchno Boska Bolesna! Chcę się wywiązać z mojej obietnicy danej Tobie Matuchno Najświętsza i Najdroższa. Jak byłam zmuszona poddać się operacji w Instytucie Onkologii prosiłam Ciebie najlepsza Lekarko żebyś pokierowała ręką lekarza ziemskiego. Po długim tam pobycie dopuściłaś, ażebym jeszcze do domu powróciła po to, by Tobie Matuchno Bolesna podziękować, wychwalać, no i służyć. Przyobiecałam, że na Twoją sukienkę Szkaplerza św. w Czernej zaofiaruję 1000 zł, z czego się przewielebni Ojcowie wywiązuję.

Gołek Anna, Ruda Śląska

Podziękowanie za uleczenie chorej nogi


Będąc na rekolekcjach w Czernej, w maju, wpisałam do „Księgi Próśb” prośbę o uzdrowienie córki z pewnej choroby. Córka leczyła otwartą ranę w nodze i nie mogła tej rany zagoić. Prosząc Boga, odmawiając różaniec i nowennę, którą otrzymałam za wstawiennictwem Matki Bożej Karmelitańskiej i Jej sługi o. Rafała Kalinowskiego, rana się zagoiła. Na podziękowanie proszę o mszę św. przed obrazem Matki Bożej w Czernej.

Nowak Maria z Siemianowic Śląskich.

Podziękowanie Matce Bożej .


Składam serdeczne podziękowanie za uratowanie mnie z ciężkiej operacji skrętu kiszek i proszę o dalsze zdrowie. Sami lekarze stwierdzili, że to był ciężki wypadek wprost trudny do uratowania. Całą moją resztę życia oddaję w opiekę Matce Bożej Szkaplerznej, dziękując Jej za dotychczasową opiekę i łaski.

Odzyskanie zdrowia.


W r. 1971 wskutek wypadku Józefa Szymanek doznała złamania kości udowej lewej nogi, przy równoczesnej chorobie ischiasowej. Przez pół roku leczyła się w szpitalu w Czeladzi, ale niestety nie było żadnej poprawy i została wysłana do sanatorium do Lątka, gdzie była przez dwa turnusy. Ale noga się nie zrosła, a chora mogła się poruszać tylko na wózku, a spać siedząco i to przy wielkich bólach. W skutek takiego stanu została odesłana do domu. Rodzony brat chorej widząc jej cierpienia i beznadziejny stan, postarał się o przyjęcie jej do amerykańskiego szpitala w Szarleju na Śląsku. Tam po zbadaniu stwierdzono, że nastąpiło obumarcie (martwica) kości i trzeba tę kość usunąć i zastąpić ją operacyjnie zagraniczną protezą. Długo trwały starania o tę protezę, a w tym czasie stan chorej jeszcze się pogorszył. Dostała wysokiej gorączki do 400C i czerwone ogniska na chorej nodze. W tym czasie chora widząc swój stan beznadziejny zwróciła się do o. Mieczysława z prośbą o modlitwę do Matki Bożej Czerneńskiej o zdrowie oraz o drugą wielką łaskę nawrócenia i poprawy życia swoich synów. O. Mieczysław obiecał modlitwę w tych sprawach, polecił modlić się do Matki Bożej w Czerneńskim obrazie, zapewnił, że prośby zostaną wysłuchane, a chora po powrocie do zdrowia ma sama osobiście przybyć do Czernej i podziękować Matce Bożej. Lekarze widząc tak ciężki stan zdecydowali się założyć zastępczą protezę i zrobić operację. Miała ona miejsce 15 XII 1972 r. w Szarleju. Lekarze usunęli duży kawałek zmartwiałej kości (obecnie przechowany w archiwum szpitala) założyli protezę, ale nie rokowali nadziei, by chora mogła chodzić i wyjść zdrową całkowicie z tej choroby. Modliła się ona gorąco i z wielką ufnością do Matki Bożej w Czerneńskim obrazie, przyrzekając dziękczynną pielgrzymkę do Czernej, jak tylko wyzdrowieje. Mimo tak ciężkiej operacji odcięcia w udzie dużego kawałka kości, zakładania protezy z główką gdzie ma się znajdować kość nogi, chora wnet poczuła się lepiej tak że już 2 II 1973 r. mogła odpuścić szpital i wrócić do domu. Szybko potem wracała do zdrowia, tak, że niedługo mogła już chodzić i podjąć zwykłe prace domowe. Wiedziona wielką wdzięcznością i przypisując Matce Bożej w Czerneńskim obrazie swoje wyzdrowienie, odprawiła w Czernej rekolekcje w domu rekolekcyjnym i dnia 24 maja 1974 roku zeznała to wszystko przede mną niżej podpisanym. Oświadczyła przy tym, że nikt jej nie robił nadziei, ani lekarze, by mogła kiedyś chodzić normalnie. A oto sama przybyła do Czernej, chodziła całe czasy do kościoła z domu rekolekcyjnego, nie używając nawet laski. Ze łzami też dziękowała Matce Bożej za łaskę uzdrowienia. Nadto uprosiła i drugą, bo syn jej niedługo przed przyjazdem do Czernej przyrzekł jej, że pojedzie do Częstochowy, by tam u stóp Jasnogórskiej Pani – Królowej Polski, oczyścić swą duszę w sakramencie pokuty i poprawić swoje życie. Oświadczyła: „to chyba moja największa radość i łaska jaką otrzymałam od najmilszej i najdroższej Matki Naszej i Matki Bożej”. „Oto jestem ja na własnych nogach, składając najgorętsze dzięki o szkaplerzna Pani za cudowny powrót do zdrowia”. Powyższe słowa są właśnie wyrazem wielkiej wdzięczności uzdrowionej wypowiedziane do mnie. Całe te zeznanie spisałem według opowiadania chorej uzdrowionej, a ona podpisała je własnoręcznie. Na większą cześć i chwałę Maryi Ozdoby Karmelu, łaskami sławnej w obrazie Czerneńskim.

Wyzdrowienie dziecka.


Dziecko urodzone w styczniu 1973 r. bardzo chorowało na biegunkę i dwukrotnie było leczone w szpitalu. Matka dziecka mieszkająca pod Krakowem, za Wiktorii Pęcek, była w Czernej i modliła się bardzo o uleczenie dziecka, co też uprosiła i to wyzdrowienie przypisuje przyczynie Matki Bożej w obrazie w Czernej. Podziękowanie to przysłała Wiktoria Pęcek, nasza tercjarka (s. Józefa od M. B. Szkaplerznej) oraz 500 zł. jako wotum wdzięczności. Ponieważ jest to osoba dość źle pisząca i w dwóch listach na moją prośbę dość nieudolnie opisała tę sprawę tu wiernie podaję treść jej listów i podziękowań.

Aniela Kłoska, Gorzyczki pow. Wodzisław Śl.

Uratowanie przed zeszpeceniem


Bóg zapłać za odprawienie mszy św. w podaj intencji oraz za przesłanie obrazka Matki Boskiej Czerneńskiej. Na waszą prośbę opisuję niżej, jak Matka Boska Czerneńskim, do której mam szczególny kult, wspomogła mnie w trudnych dla mnie chwilach. Jestem wychowawczynią Państwowego Domu Dziecka i kiedy w niedzielę 8 X 1972 roku pełniłam dyżur w czasie obiadu, jedna z małych dziewczynek podbiegła do starszej dziewczynki niosącej gorący rosół i została oblana na główkę, szyję i ramiona. Zanim dowieziono ją do szpitala powstały na szyi pęcherze, podobnie działo się i na szyi dziecka. Prosiłam przez trzy dni Matkę Boską Czerneńską by uchroniła dziecko przed oszpeceniem twarzy. Matka Boska wysłuchała, gdyż nie zostało ani śladu oparzenia, podczas gdy ogólnie twierdzono, że ślady poważne pozostaną. Szczęść Boże.

Uratowanie od śmierci


Zdarzenie, które tu opiszę miało miejsce w czasie ostatniej wojny w roku 1943 lub 1944. Jan Drożdż gospodarz z Żarów koło Paczółtowic, za jakieś przekroczenie (o ile się nie mylę, za kontakty z partyzantami) został aresztowany przez Niemców i groziła mu śmierć, a przynajmniej obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Żona aresztowanego Helena z Furmaników Drożdżowa zrozpaczona, prosiła swą siostrę Józefę z Furmaników Klichową, zamieszkałą w Paczółtowicach, aby zamówiła mszę św. przed cudownym obrazem Matki Bożej z Czernej. Proszona Józefa Klichowa zamówiła tę mszę św. i gorąco modliła się o ratunek dla aresztowanego szwagra Jana Drożdża przed obrazem Matki Bożej z Czernej. Miała też w tym czasie niezwykły sen, widziała wagę a obok niej Matkę Bożą, która położyła szkaplerz na wadze i waga przechyliła się zaraz. W kilka dni potem aresztowany Jan Drożdż wrócił do domu zwolniony nadspodziewanie z więzienia, co za okupacji niemieckiej było prawdziwym cudem i za taki też było uważane. Fakt ten znam z opowiadania wyżej wymienionych, a szczególnie Józefy z Furmaników Klichowej, mojej kuzynki.

Inne uzdrowienie za przyczyną Matki Bożej Szkaplerznej w Czernej


W czasie przeorstwa śp. o. Alfonsa-Marii Mazurka od Ducha Św. też pewna osoba dostąpiła łaski uzdrowienia za przyczyną Matki Bożej w Czernej. Uzdrowienie to zeznane pod przysięgą wpisał tenże o. Alfons do osobnej księgi. Potem jednak zaniedbano wpisywać łaski i księga była bezużyteczna. Ponieważ użyto jej jako kroniki klasztornej, opisane uzdrowienie zostało wyrwane z tej księgi i przechowane w archiwum klasztornym. Niestety mimo usilnych poszukiwań nie mogłem znaleźć tego opisu. Wpisuję to jednak do tej księgi jako pewne, bo opis ten mieli w rękach: o. Benignus były przeor czerneński oraz o. Onufry-Maria długoletni kronikarz w Czernej. Na ich zeznaniach opierając się wpisuję to uzdrowienie ufając że znajdę tę kartkę i kiedyś wkleję ją w tym miejscu do tej księgi .